Recenzja filmu

Sonic 2: Szybki jak błyskawica (2022)
Jeff Fowler
Joanna Węgrzynowska-Cybińska
James Marsden
Jim Carrey

Nie zaiskrzyło

W filmie Jeffa Fowlera punkty fabuły odhaczane są z poprawnością prymusa, który bardzo się stara, by nie wyjść poza szkolny program, ale nawet wykuta podstawa nie jest dla niego zrozumiała na
Nie zaiskrzyło
Czy powstały przed dwoma laty "Sonic. Szybki jak błyskawica" wybił się ponad hollywoodzką przeciętność? Bynajmniej, w swoim średniactwie pędził na złamanie karku. Liczby jednak nie kłamią, a że w tym przemyśle księgowość wygrywa ze sztuką, dotychczas nieosiągalne dla żadnej innej gradaptacji 340 mln dolarów wpływów z kinowych kas skłoniło decydentów z Paramount Pictures do nakręcenia kontynuacji przygód niebieskiego jeża rodem z japońskich gier wideo. Skutek? Jako nostalgiczne przywołanie popkulturowych lat 90. "Sonic 2" każe co najwyżej wzruszyć ramionami. Jako widowisko dla całej rodziny sprawdzi się nieco lepiej, z zastrzeżeniem, iż da radochę głównie przedszkolakom, jako kino oparte na najbardziej przewidywalnych schematach, które szybko jak błyskawica zatrze się w pamięci.



Gdy ostatnio widzieliśmy się z Sonikiem (Ben Schwartz), dostał dach nad głową i zastępczą rodzinę. Wszelako wiek nastoletni ma swoje prawa, a superszybkość zobowiązuje. Kosmiczny zwierzak wymyka się więc po nocach, by rozprawiać się z przestępczością, zaznać odrobiny rozrywki, a przy okazji poprężyć się w blasku chwały. Ponieważ jednak superbohaterszczyzna w jego wykonaniu przypomina raczej apokaliptyczną komedię omyłek, czekać go będzie lekcja przeznaczenia i srogi egzamin dojrzałości. Okazja nadarzy się, gdy dorośli wybędą na weekend, a Sonic sam w domu otworzy drzwi dostawcy pizzy... który okaże się spragnionym zemsty dr. Robotnikiem (Jim Carrey, prawdopodobnie ostatni raz na dużym ekranie). Dłuższy wąs i szaleństwo w oczach genialnego egomana nie robiłyby jeżowi różnicy, lecz, ho, ho, wróg nie jest sam! Knuckles (o głosie Idrisa Elby), czerwony jak płomień, dla odmiany jeżozwierzopodobny kosmita o ciężkich pięściach, jeszcze cięższym usposobieniu i morderczych zapędach nie wróżą łatwej przeprawy. I owszem: tym razem nie tylko o zemstę będzie chodzić, a, bez żadnej przesady, o władzę nad światem.

W filmie Jeffa Fowlera punkty fabuły odhaczane są z poprawnością prymusa, który bardzo się stara, by nie wyjść poza szkolny program, ale nawet wykuta podstawa nie jest dla niego zrozumiała na tyle, by w referowaniu materiału nie zdarzały mu się wpadki. W planie fabularnym "Sonic 2" to rzecz ziewająco standardowa: znajdź stronników, zdobądź magiczne artefakty, powstrzymaj złych przed zniszczeniem świata. W warstwie ideowej mamy morały wycelowane w najmłodszych: trenuj przyjaźń, ucz się współpracy, przytemperuj ego, lecz nie zapomnij pozostać sobą.



W obu tych warstwach brakuje scenopisarskiej zaprawy zdolnej wygładzić gatunkowe i ideowe wypustki. Przykładowo, ewoluująca dynamika rodziny konsternuje, gdy relacja przyszywanych ojca i syna jest opowiadana jak bromansowa komedia. Głównemu wątkowi międzygalaktycznego starcia równolegle towarzyszy zabawna, lecz zbędna i rozciągająca film do dwóch godzin komedia love-hate relationship. Energia znanej z "Białego Lotosu" Natashy Rothwell jest tu wyśmienita, lecz z żartami o depilacji miejsc intymnych urwała się z innego filmu. Nie zawsze przystające do familijnego charakteru całości są – podawane już nawet bez mrugnięcia okiem, a wprost w dialogach tytułowego bohatera – nawiązania do kinowych hitów ostatnich dekad. Również ścieżka dźwiękowa z przełomu lat 80. i 90. dyskontuje nostalgię rodziców i graczy z generacji X. Jak sądzę, pierwszoplanowe akcentowanie tej strategii nieraz pozostawi w dystansie kilkuletnią widownię.

A jednak infantylny ton, proste morały, logiczne nieścisłości (zapominanie o supermocach poszczególnych bohaterów to cecha charakterystyczna tej serii) oraz leniwa konwencjonalność rozwiązań fabularnych nie pozostawiają złudzeń: z Sonikiem to właśnie debiutujący widzowie powinni bawić się najlepiej. Kreskówkowy slapstick nadaje opowieści szalone tempo, zgadza się ilość eksplozji na ekranie, arsenał gulgotów, nieobliczalnych grymasów i tików Jima Carreya nie ubożeje, a efektowne scenografie w różnych szerokościach geograficznych i wysokościach nad poziomem morza wymuszają na animatorach i ich cyfrowych bohaterach kolejne akrobacje. Cały film wydaje się zaprojektowany raczej jako seria wyścigów, zderzeń i rozchodzących się fal energii niż wyprawa energetyzująca emocjonalnie. Rewolucji brak, lecz czy po rewolucje chodzimy z rodziną do kina?
1 10
Moja ocena:
4
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Po zakończeniu seansu "Sonic 2" nie sposób oprzeć się wrażeniu, że jest to produkcja niezaprzeczalnie... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones